Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kapeluszu wójtował sam; dostojna gospodyni Powązek znudzona pałacami kryła się w słomą krytej chałupce. Każdy park pański miał choć jedną taką udaną ruinę, w środku wykładaną zwierciadłami, i nędzną chatę, wyzłoconą we wnętrzu. Łatwo więc było w Powązkach wśród szop niepozornych znaleźć teatr, gdzie się spodziewano krów i koni. Ruina starego amfiteatru kryła stajnię, stodoła mogła mieścić salę dla widowiska. I tak było w istocie. Księżna, choć nie wierzyła jeszcze, ażeby w języku co się chodzić nie nauczył po deskach, można odegrać najwykwintniejszy twór sztuki, przyklaskiwała przedsięwzięciu i chętną mu dłoń podawała...
Wszystko to tegoż wieczoru przygotowane było i osnute. Honory, który słuchał widząc, iż na Laurę rachowano, przykrego doznawał uczucia... Niespodzianka ta gotująca się dla króla, nieszczupłe kółko jego dworu miała zabawić, mnóztwo osób musiało cisnąć się, by zobaczyć to widowisko nowe, mnóztwo oczu miało się na Laurę skierować, musiała zwrócić uwagę, ściągnąć ciekawe badania, narazić się na przedstawianie ludziom, którzy i ją, i jej przeszłośćby tajemniczą wykryli. Nie pojmował jej odwagi, nie rozumiał celu.
Gdy wyszli od kasztelanowej, Honory z całem przerażeniem, jakie go opanowało, zawołał do niej:
— Do czego to doprowadzi? zastanów się... to krok, na który ja pozwolić nie mogę, bo on cię zgubi... Cóż dalej?
— Co dalej? odparła zimno Laura, śmiejąc się, albo ty tego nie domyślasz się? Aktor nie ma płci ani wieku, jest duszą, która przywdziewa coraz nowe po-