Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swą odwagą, a — musiał to wyznać przed sobą, czarowała go razem nią i gorącością uczuć, których kryć nie umiała; owładnęła nim na nowo, podbiła go... Posłuszny więc szedł za nią, choć zmieszany tem, że w jej szaleństwie musiał brać udział i przyzwalać na nie a podzielać... Z fantazją teatralną przez parę dni oswoił się już był nieco, napróżno starając się wmówić jej, że nigdy żaden szlachcic, a tem mniej córka szlacheckiego domu nie występowała publicznie, chyba w teatrach, na których grywali senatorowie i królewny dla własnej zabawy.
— To prawda, rzekła Laura, lecz dziś zmieniły się pojęcia, role, świat cały... a szlachectwo nosi się jak zwiędła róża na pamiątkę, nie przeszkadzając iść gdzie kto chce, ani czynić co się podoba... Zdaje mi się, żem wprzód narodziła się aktorką, niż dowiedziała, że jestem szlachcianką.
— Doprawdy, przestraszasz mnie, mówił Honory.
— Nie zapominaj proszę, że nie mam przyszłości... zatem, co mi tam!
— Dla czegóż się jej wyrzekasz?
— Bo nie może być taką jakiej ja chcę, a takiej jaką mi los dać może niby jałmużnę żebrakowi, ja nie przyjmę.
Szli tedy do pani kasztelanowej, Honory wystraszony i milczący, Laura za siebie i za niego odważna i jakby wesoła...
Przedstawiła gospodyni Honorego...
Dnia tego nie było nikogo oprócz spiskujących... Znajdował się Bogusławski tylko, a z nim słusznego wzrostu, wesołej a jasnej twarzy, pełnej wyrazu dobroci, mężczyzna w sukni duchownej, z pod której widać