Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VIII.


Następnych dni, Honory podziękowawszy za usługi swemu pomocnikowi obrażonemu tem, iż się ktoś bez niego obejść i dać sobie rady potrafił, co rana szedł do Laury, spędzał z nią prawie całe dni i nie wracał do mieszkania aż nocą. Z razu nie chciał nalegać, by coś postanowiła o sobie i powiedziała mu jak ma postąpić z ojcem, dawał czas do namysłu, potem rzucił jej to zapytanie. Laura zmarszczyła brew.
— A! zawołała, przyznaj się, chce ci się wracać do tęsknej Zosi, do gospodarstwa... i raz uwolnić od tej niepoczciwej, zdziwaczałej Laury... ale, słuchaj. Dla Zośki twej masz życie całe, dla mnie mógłbyś kilka dni poświęcić. Jestem siostrą, jestem biedną i kocham cię bardzo, pojedziesz, zapomnisz... rozstaniemy się na zawsze... czy ci tak pilno?
— Moja Lauro, zawołał Honory, wierz mi, że jednem złowem wstrzymać mnie możesz zawsze i nawet kazać mi o obowiązkach zapomnieć, ale czyżbyś to chciała uczynić?
— Nauczyła mnie ta trocha życia, które widziałam, wiele egoizmu, rzekła Laura; któż wie? Nie bądź skąpy, nie mów nic, nie wyrywaj się.
— Ale twój ojciec? twój ojciec?