Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czoru wracał już z Saskiego ogrodu, gdy naprzeciw siebie idące ujrzał dwie postaci, które go tem uderzyły, iż jedna z nich na widok jego, jakby zadziwiona i przestraszona cofnąć się chciała i uciekać.
Był to młody, nieznajomy mężczyzna, towarzyszący kobiecie ubranej dziwacznie i wystrojonej śmiesznie. Stało się to wśód natłoczonej ulicy, tak, że Dobek mógł pośpieszyć nim idące osoby zawrócić się czas miały. Zbliżywszy się Honory ujrzał twarz... tak podobną do Laury, mimo męzkiego ubioru, iż z podziwienia krzyknął i rzucił się ku idącemu. Nieznajomy stał drżący, nie myśląc już uchodzić... Dobek poznał w nim przebraną Laurę.
— Siostro! zawołał, siostro, Lauro droga, ja za tobą gonię, ja cię szukam, na Boga... nie uchodź odemnie!
Z ust biednej Laury słowo się jeszcze wyrwać nie mogło.. cała drżąca, wzruszona, trzymała rękę Honorego i spoglądała wzrokiem obłąkanym.
— W tym stroju! ty!
— Ty mnie nie zdradzisz, odezwała się w końcu Laura, spoglądając na towarzyszącą jej Lassy, czekaj chwilę...
To mówiąc, zbliżyła się do towarzyszki.
— Idź pani sama do kasztelanowej, ja dziś być nie mogę, przeproś ją... jutro... Idź...
— A ty? spytała Lassy.
— Ja muszę powrócić do domu, ośmielając się dodała Laura; nie lękajcie się o mnie...
Wielce zaciekawiona i dosyć nierada z tego wypadku, Lassy była zmuszona odejść... oglądając się na Laurę, która pośpiesznie zawróciła ku domowi, wiodąc za