Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kto się chce ukryć, ten głową w wir... w tę przepaść stołeczną leci, bo to tego, mosanie, inaczej jak abyssem nazwać nie można. Albo wpadła gdzie do klasztoru, o czem asindziej wątpisz, bo to się z charakterem panny nie zgadza, lub w stolicy... No... jeśli tam wpadła! żal mi krewniaka.. żal mi dziecka! Lecz patrzaj byś z kałuży dobywając, sam się też gdzie w błoto nie uwalał!
Stary chorąży miast nie lubiał, był to mąż tradycji patryarchalnych, który czerpiąc z nich wspomnienia Babilonu, Sodomy i Gomory... uważał je za ogniska wszelkiego zepsuciaDla tego i ta podróż syna frasunkiem mu była, a no, dla swoich czy w ogień, czy w wodę, obowiązek. Tak dawniej bywało...
Zosia opłakiwała też wyjazd, nie mówiąc nic: weszła do rodziny i musiała podzielać jej uczucia i ofiary.
Przeciągnąwszy wyjazd o dzień jeden, Honory z wieczoru ojca pożegnał, otrzymawszy od niego błogosławieństwo, rano uściskał Zosię, która wstała go przeprowadzić płacząc aż do wozu, i — ruszył.
Był ci on raz w Warszawie przez dni kilka, znał ją wszakże mało. Pozostały po niej wspomnienia mętne wielkiego zgiełku i gwaru, bo trafił na sejm i uroczystości, na które się sądownictwo zjeżdżało. Nie miał żadnego oznaczonego planu. Że pod owe czasy bez pośrednictwa faktorów izraelitów nic się wykonać nie mogło, bo ludzi innych na posługi ze znajomością wszystkich zakątków i stosunkami rozgałęzionemi nie było, wiózł Honory od najmajętniejszego kupca z sąsiedniego miasteczka kartkę do jego korrespondenta, który w pomoc miał przyjść chorążycowi. W sprawach innego rodzaju jako szlachcic miał drogi otwarte wszę-