Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najprędzej, i już we drzwiach, podnosząc liścik do góry, zawołała:
— Panie Borowiecki, to do was!
— Cóż to takiego? spytała Laura, dosyć strwożona
— Przepowiedziałam! Jest to zaproszenie od kasztelanowej, na które już odpowiedziałam, że będziemy.
Zaczęła się śmiać padłszy na krzesło.
— Tym razem, rzekła, nie złapią mnie, tak nieubranej i w stroju do spaceru. Potrafię się ustroić, jak należy do salonu! Ale cóż pan poczniesz panie Borowiecki, ze swoją nieszczęśliwą męzką garderobą, która wcale obfitą nie jest?
Żartowała tak z Laury, namyślającej się jeszcze czy ma się puścić w odwiedziny, mogące nowego nabawić ją kłopotu, i wciągnąć w stosunki uciążliwe. Rozum radził nie przybierać tej roli, która musiała w fałszywe położenie wtrącić, fantazja namawiała do niej. Świat jeśli nie nęcił, to przynajmniej ciekawym był dla niej.. samotność z panią Lassy gorsza niż zupełne odosobnienie.
Laura uśmiechnęła się sama do siebie w zwierciadle. Co mi to szkodzi? rzekła w duchu, ruszając ramionami białemi... przebiorę się i pójdę.
Natychmiast wyprawiła Lassy do swego krawca, u którego już była jedno, niby dla brata kupiła ubranie... przed wieczorem miała strój nowy niewykwintny, ale uchodzący choćby na pańskie pokoje. Zresztą w każdym jej dość było dobrze. Stara jejmość pół dnia przesiedziała przed zwierciadłem, sprowadziła fryzjera, pędzała służącą, godzinę kładła ciasne trzewiczki, bieliła się, malowała i wyszła nad wieczór przerażająco śmieszną, tak, że w teatrze byłaby niechybnie