Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zajmują, aż do tego co łazienki pierwsze wystawił... Westchnęła mówiąc to kasztelanowa. Zapomniałam o tych co wiersze piszą, gdy rachunkiby robić powinni... i o tych co peruki muszczą, gdy szable rdzewieją... a no, taki już nasz los, że nam artystów nie braknie, a chleba piec może nie być komu!
Nikt pono tego cichego zwierzenia nie słyszał oprócz tłuściuchnej pani, która się na nie uśmiechnęła.
— Moja dobrodziejko, rzekła półgłosem, ja mam to przekonanie, iż nie ludzie prowadzą i kierują tem co być ma, ale Pan Bóg... Co my tam sobie głowę będziem kłopotali, to jego rzecz!
Przez cały czas wieczerzy grzeczny bardzo podżyły sąsiad Laury, niewiele mówiąc wpatrywał się w nią ciekawie... Szczęściem brał ją za cudzoziemca... i temu winna była, iż się tak uprzejmie z nią obchodził...
Wstano nareszcie od stołu i towarzystwo podzieliło się na gronka.
— Lassy! odezwała się Laura, Lassy, pomóż mi w jakikolwiek sposób się ztąd wyrwać... Choćbyśmy niegrzeczność popełnili... uchodźmy...
Miały tedy wymknąć się niepostrzeżone korzystając z chwili, gdy pani Kossakowska rozmową była zajęta, ale w progu już prawie, dogoniła je tocząc jak kulka okrągluchna kasztelanowa wiska...
— Słuchaj-no kawalerze, rzekła przystępując do Laury, nagadała mi na was Lassy tyle rzeczy, iż mam ochotę przekonać się czy to wszystko jest prawdą: Nie masz w Warszawie nikogo, jeśli ci się zatęskni po bulionie na zieleninę, to choć przemarzłym jarmużem mogę waćpanu być, przyjdź – na gawędkę. Będziemy