Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasu jak Ciołek na tronie siedział, chyba przymuszona tu przyjeżdżała i na krótko. Tym razem także na kilka ściągnęła tygodni, a że dwór pochłaniał większą część dostojniejszych osób mieszkających w Warszawie, ona zaś z dworem była nie najlepiej, salony kasztelanowej często pustką stały. Bywali w nich Potoccy i ci co z nimi trzymali, a ze stronnictwa tego niewiele przebywało w Warszawie. Trafiało się więc, jak tego dnia właśnie, że chcąc mieć ludzi u siebie, musiała ściągać ich na ucztę ewangeliczną z ogrodu i ulicy. Zawsze jednak wielka pani, mniej więcej musiała wiedzieć kogo przyjmowała w domu. Inne dwory w owe czasy daleko mniej zważały na dobór towarzystwa, byle suknia była modna, a język francuzki za paszport służył.
Stała pani Kossakowska w niezajętym pałacu Potockich niedaleko zamku, jak mówiła gospodą... i popasem, mimo to z przepychem pańskim urządzone było wszystko. Sama chodziła w sukni ciemnej, często bez klejnotów, nie lubiąc się stroić, lecz koło niej musiało być zawsze odpowiednio do imienia, które nosiła – z przepychem i wystawą... Służba liczna, powozy wspaniałe... kuchnia taka, by żaden przybywający gość nie zakłopotał się nigdy...
Po hetmańskim pałacu wiejskim, któryby i w stolicy mógł zaszczytne miejsce wśród rezydencji pańskich zajmować, nie zdziwiła Laury wspaniałość apartamentów pani kasztelanowej; cała jej uwaga była zwrócona na gospodynię, której postać i rysy, obejście, słowa miały cechę niezwyczajną. Zdawała się cały boży świat mieć za fraszkę, i nie szczędziła w mowie nikogo. Poufałym tonem odzywała się po królewsku, ale czuć było, że się szanować nakazywała i niktby chybić jej nie śmiał.