Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VI.


Z imienia przynajmniej mało kto nie zna pani Kossakowskiej, najdowcipniejszej kobiety owych czasów, gdy na dowcipie nie zbywało nikomu. Miało go wielu rodzinny, inni pożyczany, pełno go było w salonach, biegał po ulicy, nieraz nawet do zakrystji zaglądał. Sadzono się na dowcip jak na koronki i brylanty... byli i tacy co go sobie kupowali. Robił ubogi dworak koncept, przynosił go panu rano, a jaśnie wielmożny nie trudząc głowy zbytnio, we dnie nim znajomych obdzielał.
Pani Kossakowska miała go z bożej łaski, dobrej próby i pod piętnem tej krwi, z której pochodził. W rodzinie Potockich nigdy na zdolnościach nie zbywało; bywały różne... szły w kierunkach rozmaitych – ale głowy mieli... Dość na jedną epokę Ignacego, Jana, a choćby i najnieszczęśliwszego ze szczęsnych, któremu ludzie odejmowali zdolności, choć je miał, a duma je i lekkomyślność zaciemniała. Pani Kossakowska miała dowcip Potocczyzny (jak ją zwała), dumny, ostry, nielitościwy, poważny, ironiczny... cale nie figlarny i nie giętki. Cięła nim jak bułatem, a komu się nim dostało po głowie, długo bliznę nosił. Samemu królowi jegomości nieraz się dostawało.
Rzadkim ona bywała gościem w Warszawie, bo od