Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dla miłości twej, kochana kasztelanowo, wezmę już i resztę...
— Kwestja czy ta reszta wziąć się da, odparła po cichu pierwsza...
Wtem pani Kossakowska z pańską swą miną zwróciła się do Laury.
— Mój kawalerze, rzekła, znajduję waćpana w tak dobrem towarzystwie, iż go pozbawiać nie chcę przyjemności pobycia w niem dłużej, a że zabieram panią kasztelanową do siebie, zechcesz jej towarzyszyć, o co proszę bardzo.
Laura miała czas przygotować się i namyślić, skłoniła się grzecznie.
— Przebaczy mi pani, że najpokorniej dzięki jej składając, odmówię. Byłoby to chcieć podwójnie z jednego trafu szczęśliwego korzystać. Nie chcę być winien ślepemu losowi tego, na co zasłużyć byłoby zaszczytem...
Smażony ten komplement w smaku wieku, wielce przypadł do gustu pani Kossakowskiej.
— Nie ceremoniuj się, kawalerze; ładnie mówić umiesz, skromny jesteś, wszystko to cię zaleca... zatem, chodź z nami...
— Mościa pani, odwróciła się do Lassy bez ceremonji, proszę i asindźkę na wieczerzę... Stoją przed pałacem saskim ekwipaże moje, mam szczęściem aż dwa, bo w jednym niewierni moi goście przybyli, którzy mnie opuścili dla młodszych... zatem miejsca będzie dosyć dla wszystkich...
Laura była zmieszana, tak, iż z razu nie wiedziała czyby uciec nie najlepiej, lecz dwie panie nie dały jej kroku zrobić, a Lassy uszczęśliwiona była, stała też na