Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

orges, w jej imieniu proszę i naglę, jedź pan co najprędzej nazad.
— Ja już pisałem do pana hetmana, odezwał się spokojnie Georges: niech się pani o mnie nie troszczy... Zostać tu muszę i zostanę...
— Po co? spytała Babetta. Panu się roi, że ją bezbronną spotkasz, że się wciśniesz do niej... to nigdy w świecie być nie może... Oto ta pani, wskazała na Lassy, która dygnęła, zostaje przy niej na straży... a wiem to, iż Laura nikogo widywać nie będzie...
Georges nic na to nie odpowiedział, ale zaraz nazajutrz czatował na zawiązanie znajomości z panią Lassy... Miała ona słabość do młodzieży, pomimo to oburzyła się niezmiernie na samą myśl, iżby jej kto śmiał chcieć użyć za narzędzie dla zbliżenia się do najdroższej elewki, za którą gotowa była dać życie... Georges zapewnił ją, iż wcale o tem nie myśli, żądając tylko, by mu dozwoliła być swym wiernym sługą i dobrym przyjacielem. Przeciwko temu nic nie miała pani Lassy, pożegnali się więc bardzo grzecznie i w najlepszej komitywie.
Georges snadź w bardzo dobrej wychowany szkole, poczynał sobie z wielkiem obrachowaniem i taktem... Głowa mu się do tej pięknej Laury paliła, a im niedostępniejszą dlań była, tem rosło pragnienie i namiętność.
Babetta wreszcie musiała jechać, lękała się już Pobożanina, aby nie dał przystępu do serca zazdrości i nie przyjął jej źle po powrocie. Pożegnawszy Laurę, która jej jakimś darem postarała się wywdzięczyć, wyruszyła sama jedna, zmęczona i tęskniąca do jakiegokol-