Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zasekwestrować, a przez wieczór i ranek, zobaczycie ile od niej skorzystamy.
Lassy wcale się temu nie sprzeciwiała, pobiegła tylko upomnieć się o pakunek, który żyd z przyjemnością jej zwrócił, mając na jej miejsce dwóch podróżnych do zabrania... Laura neutralną pozostała przy tych układach, lecz i ona rada była coś się dowiedzieć o Borowcach, o ojcu... Pochwycona tak wśród gościńca guwernantka, której los przywracał uczennicę, będąc równie gadatliwą jak Babetta, z razu nie mogła przyjść do słowa, ani się dać słyszeć. Mówiły obie, przerywały sobie, nakazywały milczenie, nie umiały się powstrzymać ani pogodzić... Laura choć smutna rozśmiała się z tego gwaru i tak dziwnie dobranego towarzystwa.
Po długiej szermierce, porozumiały się nareszcie dwie stare przyjaciółki. Lassy pojęła o co idzie...
— A! mój Boże, zawołała, czyż tu kogo szukać potrzeba?.. Droga Lauro, masz swą wierną sługę we mnie! Wierzaj mi, lepszej nie znajdziesz, ani któraby z równą troskliwością nad tobą czuwała...
Porwała się do nowych uścisków, lecz Laura potrafiła się grzecznie od nich uchronić.
— Nie upatruj we mnie sługi ani przyjaciółki twej macochy... ta kobieta despotycznym swym charakterem wstręt i ohydę wzbudza we mnie. Stanę po stronie uciśnionej... będę ci służyła do śmierci...
Laura nic jeszcze nie odpowiadała, chociaż Babetta klaskała w ręce, szczęśliwa, iż zbędzie się ciężaru i odpowiedzialności.
— Ale czegoż możesz lepszego, dogodniejszego pragnąć nad Lassy! zawołała, to kobieta, którejbym ze świecą dla ciebie szukała... nieoceniona! doświad-