Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słowem okazywało się, że wezwana na ratunek Babetta, odprowadzić mogła wprawdzie Laurę do Warszawy, ale tam niewielką jej pomoc obiecywała. Laurze przychodziło już na myśl, słuchając jej opowiadania, iż lepiejby była uczyniła może zostając przy męzkim swym stroju i dając sobie rady sama.
Na drugim popasie Babetta niepotrzebnie trochę odnowiła znajomość z wędrownym szlachcicem, którego napotkała w Mokrzyszczach, i rada, że z kim mieć będzie gwarzyć, zaprosiła go na obiad podróżny... Młody ów człowiek był wprawdzie skromny i nienatrętny, lecz przy drugiem widzeniu się Francuzka gotowa już była zwierzyć się ze wszystkiego i prosić o radę. Ledwie ją Laura wejrzeniem od tego powstrzymać potrafiła. Szlachcic zapytany co myśli robić w stolicy, przyznał się, że sam jeszcze nie wie – i uśmiechając się powiedział, że już kilku różnych chlebów próbował, a jaki mu jeszcze jeść przyjdzie, tego się zgoła nie domyśla.
Otwarty równie jak Babetta, wyspowiadał się też, że niewiele ma w kieszeni, lecz rachuje na protekcję jednego z szambelanów królewskich, który mu jakieś zajęcie wynaleźć powinien.
Tegoż samego dnia okazał się utrapiony Georges goniący za Laurą jeszcze, i tu Babetta się doskonale przydała, bo mu bez ceremonji zmywszy głowę, kazała powracać do domu... Posłuszny czy nie, biedny kawaler, już się przynajmniej więcej nie nastręczał i nie pokazywał.
Całe jednak Francuzki postępowanie zajętej więcej sobą niż powierzoną jej Laurą, dawało wiele do myślenia. Zmieniała plany i projekta co chwila, obiecywała