Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dobrym kłusem jadąc za godzin trzy jesteś pani w Mokrzyszczach, a tam czeka na nią Babetta... Szczęśliwej drogi!
Laura wyrwawszy się raz... puściła koniowi cugle i pobiegła z nim tak żywo, iż wnet z oczu znikła Pobożaninowi, który cichutko do swego mieszkania powrócił. Zmęczony usypiał właśnie, gdy gwałtowne stukanie do drzwi go przebudziło. Nie mógł zrazu pojąć, co się stało i uląkł się jakiej przygody, któraby Laurę nazad zwróciła. Wprędce jednak po głosie poznał Georges’a.
To było może gorsze jeszcze...
Gdy mu otworzono drzwi, chłopak wpadł jak opętany.
— Pobożanin! na miłość Boga! hetman się będzie gniewał, nieszczęście się stało ratuj!
— Cóż takiego?
— Dobek uciekł! krzyknął Georges.
— Jak? kiedy? udając niezmiernie zadziwionego, zawołał marszałek.
— Nie mogę pojąć jakim sposobem, jakiemś czarodziejstwem potrafił to chyba dokonać... Przebudziło mnie przed chwilą silne, niezwyczajne rżenie konia. Jakiemś przeczuciem tknięty zerwałem się z łóżka... Miałem ciągle to na myśli, że on nam ujdzie...
— Ale na miłość bożą, cóż tedy? a to śmieszna awantura... rzekł marszałek siadając na łóżku.
— Odziawszy się naprędce poleciałem do pałacu... Wystaw sobie w entresolu pustki nie ma go; na stole tylko list do hetmana!! Uciekł... ale jakim sposobem! jakim sposobem?
— Przyznam się panu, przerwał marszałek, że ja znowu nie mogę pojąć dlaczegoby on miał nas tak