Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podobnego przedsięwziąć i do skutku doprowadzić było podobna, jak wykradzenie Muni z pod czujnego oka mastalerzy... Wiedział on o której godzinie w stajni nie było nikogo, sam wyprowadził ją, stawiąc w miejscu zajmowanem przez nią innego konia dla niepoznaki, sam osiodłał i po za ogrodem zawiódł do szopki przy samym domu. Noc była szczęściem jasna... a Laurze łatwo też wymknąć się z domu nad samem ranem, tak, by za miasteczkiem już dzień ją zastał. W ten sposób ukartowana była ucieczka, a marszałek dworu sam ją ułatwiając, ze wszelkiemi ostrożnosciami, ażeby udział jego mógł być zatajony, usunął wiele przeszkód zależących od niego: usunął zbyt bacznych ludzi, zbyt zamczyste wrota i drzwi i t. p. Wieczorem po koncercie, w którym znowu wystąpił hetman z bardzo pięknem „Andante” Haydn’a, Laura wyszła jak zwykle przeprowadzana przez Georges’a do swego entresolu. Od dwóch dni postępowanie tego przyjaciela mocno ją niepokoić zaczynało. Nie okazywał on, ażeby się czegoś domyślał, ale był tak nadzwyczaj czułym, tak nadskakująco grzecznym, takiemi dziwnie zasłodzonemi patrzał na nią oczyma, jak gdyby w istocie wiedział, że jest kobietą. Kilka razy z taką gorącością wyraził przyjaźń swą dla Dobka, i poprzysięgał jej wiekuistość, i prosił o wzajemność, że Laura rumieniła się, mieszała, i jakkolwiek coraz wprawniej grała swą rolę, często czuła, że jej podołać nie może.
Tego wieczoru właśnie Georges jeszcze był czulszy... chwytał ją za ręce, patrzał na nie, ściskał je z jakąś namiętnością, która na Laurze czyniła przerażające wrażenie. Wyrywać mu je musiała i odwracać twarz, by rumieńca nie postrzegł. Odprowadziwszy ją do