Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt bardziej nie był zdziwiony nowym obrotem historji panny Babetty nad pana hetmana. Pobożanin pokorny i skonfudowany, przyszedł do niego nie mogąc słowa przemówić. Poznał pan po twarzy, że się coś święciło nowego...
— A co ci to, cher cousin?..
— W istocie... panie hetmanie dobrodzieju... jestem w przykrem położeniu...
— Mów już, ręczę, że się to tycze tej Babetty, którą pożegnałem z żalem, mais la chose une fois faite, kochany mój Pobożaninie... ja mych postanowień nie zmieniam... Dziś napisałem do p. Lacroix do Paryża, aby mi wysłał par le premier coche, który ku Flandrji będzie jechał, pannę Isabeau... Poznałem ją w Paryżu... Nie ma talentu Babetty, lecz miałeś słuszność, ona starzeje... odświeżymy scenę.
— Tak jest, mruknął Pobożanin... onaby też już występować nie mogła... bo ja — ja się z nią żenię...
Allons donc!! zakrzyknął hetman.
— Tak jest panie hetmanie dobrodzieju, rzekł w rękę go całując kuzyn i wzdychając... trzeba odpokutować za stare grzechy.
— Chyba tak! nieukontentowany widocznie odparł hetman. Nie jestem waszym opiekunem... a waćpan małoletnim... uczynisz, co mu podoba.
W kwandrans potem hetman się dał udobruchać staremu słudze, bez któregoby się obejść nie potrafił. Babettę zaproszono do stołu, a przy obiedzie wypito zdrowie narzeczonych publicznie i Dobek musiał drżącą ręką kieliszek ponieść do ust, patrząc na Babettę, która mu dała znak, aby się tem nie trwożył.