Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, Babetto! zawołał, słowo honoru! jeśli mi się z tego wytłómaczysz, masz moją rękę, żenię się...
— Słowo honoru? zapytała rumieniąc się Babetta...
— Słowo...
Francuzka się zawahała nieco i postąpiła ku niemu krok.
— A dacie mi też słowo, że moje tłómaczenie zostanie między nami? i że uczynicie to o co ja was poproszę!
— Chętnie, zawołał niecierpliwy Pobożanin.
— Więc posłuchaj, śmiejąc się rzekła zbliżając się do ucha Babetta: ten chłopiec jest... jest... no zgadnij?..
— A jak ja u djabła mam zgadnąć, co on jest! Choćby był królewiczem, to go nienawidzę,.. krzyknął marszałek...
— On jest, dziewczyną!! smiejąc się i padając na kanapę, zawołała Babetta...
Pobożanin spytał gorąco:
— Słowo?
— Jak cię kocham! powtórzyła Babetta...
Przekonany ostatecznie tem zaklęciem, marszałek padł na kolana.
— To nic nie pomoże, przerwała Babetta.. ja muszę mieć świadków zaręczyn, bo ci nie wierzę... a teraz do interesu.. Wyjawiłam ci tajemnicę nie moją, odkradzioną od nieszczęśliwego dziewczęcia, któremu szczerze dobrze życzę... Dla niego ani towarzystwo przymusowe Georges’a, ani powietrze tutejsze niezdrowe... Trzeba ją wyprawić. Waćpan mi dopomożesz.
— Z całego serca!
— A o tem wszystkiem ani słowa! Dziewczę mi zawierzyło, jemu winnam, że się zemną żenisz; chcę się jej wywdzięczyć, jak należy...