Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cały ranek wymęczywszy tak hetmana, marszałek w końcu wyjednał zgodę jego na odprawienie Babetty Kwartalną jej pensję naznaczono jako gratyfikację...
Z namiętną chęcią zemsty Pobożanin napisał natychmiast do Babetty w imieniu pana bardzo grzeczny list, oznajmiając jej o tem, że przestaje należeć do teatru emilopolskiego, że może u kassjera odebrać assygnowane pieniądze i wyjeżdżać kiedy się jej podoba.
Spodziewał się niezawodnie, iż po odebraniu tego pisma, z rozpaczą Francuzka przybieży prosić o przebaczenie. Zdziwił się niezmiernie dowiedziawszy, iż z kassy odebrała pienjądze, i, jak mówiono, zaczynała się pakować. Żądała tylko przez panią St.-Georges, niezmiernie oburzoną za tę intrygę na marszałka, aby miała szczęście osobiście pożegnać hetmana i podziękować mu za doznawane od niego względy.
Audjencja, którą otrzymała, przyniosła jej jeszcze rulonik dukatów i ładny pierścionek, hetmanowi bowiem szło o to, aby go we Francji nie oczerniono i żeby odchodzący od niego sławili wspaniałomyślność polską... Pobożanin chodził jak struty... W chwili, gdy już kufry panny Babetty wynoszono, nie mogąc wytrzymać, sam pierwszy pobiegł do niej.
Zastał ją w stroju podróżnym siedzącą na kanapce, podpartą na ręku, wcale nie zafrasowaną.
— Przychodzę panią pożegnać! zawołał z furją nadaremnie tajoną.
— To bardzo szczęśliwie, odparła spokojnie Francuzka, bo ja bym się nie była fatygowała do pana...
— Wyjeżdżasz więc pani bez żalu? spytał.
— Bez najmniejszego! nie mam tu ani kogo, ani czego żałować!