Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówiłaś, dodała... dzieląc z wami co mam? a cóż ty masz?
— A! dosyć na nas dwie, na czas długi! pośpiesznie rzekła Laura.
— Tak, śliczne dziecię moje... wzdychając poczęła Babetta, która się na oknie wsparła i zapomniała, że ją ktoś podpatrzeć może... twoja rachuba wiejska myli cię pewnie! Tobie się zdaje, że możemy żyć zamknięte o suchym ehlebie, a ja! jestem popsuta! ja jestem wybredna, ja choruje na fantazje, dla których się wszystkiegom wyrzec gotowa. Ileż razy nie mając koszuli, kupowałam koronki! Wziąść mnie!! tobyś dopiero wzięła kłopot sobie i męczeństwo... Wszak Pobożanin, który ma pełne kieszenie czasem, gdy wygra... a sypie nie licząc... wydołać nie może kaprysom moim.
Laura słuchała zdziwiona niezmiernie.
— Więc wyspowiadajże mi się, proszę, co ty sądzisz dostatecznem na nas dwie... na długi rok??
Zarumienił się fałszywy Dobek i poczuł smutek wielki... Babetta wydawała mu się teraz zupełnie inną... i nie tak serdeczną, jak pierwszego dnia.
— To co mam z sobą, rzekł cicho, może nie starczyć, nie wiem, choć tam jest dosyć ciężka kupka złota... nie liczyłam jej biorąc... lecz gdy zechcę i napiszę do tego, komu powierzyłam więcej, musi mi przysłać... mam dużo! dużo! dużo!
Babetta śmiała się jak z dziecka z zarumienionej Laury.
— Jak mnie ten chłopak kusi! patrzajcie! zawołała... Ale tymczasem, paniczu mój śliczny, ruszaj so-