Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niesz... zdradzając się co chwila!... Jesteś młodziuchną! ręczę, że jakaś nieszczęśliwa miłość gra w tem swą rolę... więc chcę ci być sprzymierzeńcem, pomocą...
Laura podała jej rękę.
— Czy mnie kto odgadł więcej? zapytała niespokojnie...
— Nikt! nikt! bądź dobrej myśli, rzekła Babetta, a teraz, aby nie obudzać podejrzeń, umizgniej się trochę do mnie i chodź patrzeć za kulisy... Reszta potem....
Po kilku tych słowach weszli do przybytku sztuki najtajniejszego, gdzie się rodzą rumieńce, tworzą młodości, malują zmarszczki... nalepiają łysiny, gdzie matrony zmieniają się w dziewice, a dzieciaki na starców.
Babetta bardzo zręcznie kokietując niby gościa, zaczęła mu pokazywać i tłómaczyć wszystko, teorję kulis... grzmotów, błyskawic, ciemności i światła... Inne artystki oblegały ciekawie Dobka...
— Wiesz pan co! zawołała p. St.-Georges: waćpan na jakim jezuickim teatrze, przebrawszy się trochę, łatwobyś jeszcze mógł grać rolę świątobliwej dziewicy.
— Jam mu już mówiła to samo! śmiejąc się dorzuciła Babetta, ale zdaje mi się, że już wąsiki puszczają...
Ponieważ ostatni akt miał się wkrótce rozpocząć. Dobek chciał między widzów powrócić. Babetta pod pozorem pokazania mu drogi przeprowadziła go nieco dalej i szepnęła na ucho:
— Powiedz Georges’owi, że cię głowa boli, gdy cię odprowadzi do mieszkania... Ja tam do ciebie przyjdę... przesunę się tak, że mnie nikt nie zobaczy.
Laura ścisnęła ją za rękę, rozstały się — z bijącem sercem i zawstydzona, nie wiedząc czy postąpiła źle