Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu dobrze, czy na niczem nie zbywa? Wkrótce nastąpiła uroczysta godzina obiadu z całą obrzędowością swą, gdyż uczty emilopolskie, jak niegdy rzymskie, miały swe formy, porządki i ceremoniał stały. Dobek musiał być bardzo ostrożnym, ażeby go nie upojono, a znudził się niezmiernie przedłużonem siedzeniem u stołu... nawykłym będąc i do innej kuchni i do krótszego obiadu. Tego dnia zamiast koncertu hetman naznaczył teatr, i grać miano parę wodewilów francuzkich, w których gospodarz smakował wielce. Chciał się trochę też popisać przed przybyłym, dla którego było to nowością. Występowały na scenie: w roli matki pani St. Georges, co jej nader rzadko się trafiało, obie Francuzki jako kochanki, a nawet dla małej Ninon rola się znalazła. Sztuczki wybrano zabawne, dowcipne, wesołe; a że teatr był na pół amatorski, więc i kawaler Georges w liczbie artystów się pomieścił. Hetman kazał gościowi usiąść przy sobie... Korzystając ze zbliżenia, miał nadzieję coś z niego wybadać, gdyż wiedział przez wychowańca, że temu się nie zwierzył wcale. W między-aktach bardzo zręcznie rozpoczęła się rozmowa, której cel łatwo odgadnąć było, i Dobek miał się na ostrożności.
— Kochany przyjacielu, odezwał się hetman, szanuję twe incognito, anibym chciał ci się narzucać za powiernika, lecz zdaje mi się, że lżejby ci było może, a mnie łatwiej służyć ci, gdybym cokolwiek wiedział lepiej, jaki szczęśliwy dla mnie, a dla was dziwny pewnie wypadek, wyrzucił tu na emilopolskie brzegi?
— Niezmiernie trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, odezwał się Dobek. To tylko o mojem życiu przeszłem powiedzieć mogę, iż byłem jedynem dziecięciem