Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w zwierciadło nastawiwszy najsroższego marsa jakiego umiała... potem na zdradliwe ręce...
— Rękawiczek nosić nie będę w drodze! — zawołała — niech się opalają... jak się opalą i zczernieją... to kto je tam pozna, że nie męzkie... zapracuję, zamulam!! Włosy jeszcze krócej obetnę... Cóż więcej? Nauczę się tak chodzić śmiało jak oni, brać się w boki, głowę przekrzywiać, niby wąsa szukać palcami — choć go mieć nie będę... Co więcej? Śmiać się głośno... nie rumienić się co chwila... A! te rumieńce niepoczciwe najgorzej mnie zdradzają; a od nich tak odwyknąć trudno! Może też przyjdzie i to z czasem, że oczy spuszczać i kraśnieć tak przestanę... A potem co?... Strachu nie mam, strzelać się nauczę... choćby nawet trochę bić się na szpady! Przecież w kłótnię się nie wdam żadną... Ot! i będę doskonałym mężczyzną...
— A! nic — tylko śmiało! — zawołała Laura usypiając i znajdując, że w łóżku... bardzo było wygodnie.
Tyle dni spała na sianie!