Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Istniało bowiem jakieś między nimi pokrewieństwo. Marszałek dworu słynął taktem jak hetman dobrocią, znał ludzi, penetrował serca jednem wejrzeniem, oceniał charaktery i do każdego umiał się tak wziąć, iż najdrapieżniejszego uchodził.
Pobożanin był w innym rodzaju od pryncypała, bardzo pięknym mężczyzną, chociaż życie bujne, żwawe, nieoszczędne i włosy mu z głowy zdjęło, i na twarzy wypiętnowało przeszłość... Hetman do kielicha nie był wcale tęgi, za to marszałek, gdy z jego obowiązków płynęło przyjmowanie gości starym obyczajem, dopełniał tego z całym tradycyjnym kunsztem saskich czasów. Mówił z łatwością, wyrażał się pięknie, językami pięciu władał doskonale, na koniach się znał, muzykę lubił... tylko... miał nieszczęśliwą passyjkę do kart i utracjusz był niepohamowany. Mógł nie mieć butów, a gdy mu się brylant niepotrzebny podobał, musiał go mieć. Złośliwi ludzie mówili, że i z żywemi brylanty — podobnie — dawniej bywało.
Do dworu, którego tylko główniejsze postacie zarysować możemy w ogólnym obrazku, należał jeszcze nadworny doktór Holender Van Spis, i kapelan ksiądz, który nosił pono tylko suknię duchowną, a głównie poezję francuzką uprawiał, abbé Mourion... Hetman szczególniej go cenił za to, iż był bez przesądów i w spory teologiczne wcale się nie wdawał, a kuplety do Doris składał z niezmierną łatwością. Myliłby się jednak, ktoby z tego wnosząc sądził, iż abbé Mourion był młody... Miał lat około sześćdziesięciu, peruczkę ryżą, twarz czerwoną, ręce łopatowate i nogi niepomiernej wielkości; a choć sam był chudy, zaokrąglony brzuszek czynił go do pająka podobnym. Talent poe-