Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gwarzyli tak długo jeszcze, gdy wreszcie Włast, który kneziowi nazajutrz miał towarzyszyć i potrzebował nad to od ojca pozwolenia i wyprawy, pożegnawszy Dobrosława, na koń siadł, aby jechać do Krasnogóry, zkąd nocą mu powrócić było potrzeba.
Droga była mu dosyć dobrze dawniéj znaną, oddalenie niewielkie, sam jeden więc, konia wziąwszy puścił się, aby przed wieczorem stanąć u ojca. Więcéj niż on sam, koń go do domu i żłobu prowadził. W Krasnéjgórze znalazł ten spokój, jaki tam zostawił, wybiegła przeciw niemu Hoża, szczebiotaniem go witając, ukazała się z za węgła z nieodstępną kądzielą stara prządka, twarzą pochmurną dosyć zwracając się do wnuka, naostatek wyszedł Luboń stary, ucieszony syna powrotem, i Jarmierz, który wraz z nim sądził, że Własta kneź puścił do domu.
Skłonił się ojcu do nóg syn i oznajmił, że po wyprawę tylko przybył i dla opowiedzenia się, bo kneź nazajutrz jechał w drogę (zakazano mówić dokąd) i kazał mu być w swym orszaku. Nachmurzyła się twarz Lubonia, ale wola książęca musiała się spełnić. Jarmierzowi kazano wydać co potrzebował Włast, aby wstydu ojcu nie uczynił.
Wszystko co żyło w domu, zbiegło się do przybyłego, który o dworze opowiadać musiał, co widział tam i słyszał. Stara Dobrogniewa mil-