Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o Właście. Młody chrześcianin z bijącém sercem stał i czekał. Nie mógł rozpoznać z twarzy pana, czy był gniewnym i miał go odepchnąć, skazać na więzienie, na śmierć, na chłostę, czy bezkarnie go puścić. Widoczném tylko było, że kneź z podbudzoną ciekawością go słuchał.
Od chrześcian przeszedł nagle do cesarza.
— Cesarz niemiecki... silny on jest? — zapytał.
— Nie wiem, czy kto nad niego silniejszym jest na świecie — odparł Włast — nawet ten drugi siedzący na stolicy dalekiéj nad morzem... Panowanie jego rozciąga się od kraju zimy aż do tego, w którym jéj nie ma nigdy... Ma pod sobą królów i kneziów i panów moc niezliczoną, wojska niezmożone... skarby ogromne... A! panie! potęga jego straszna...
Mieszko uśmiechnął się znowu z niedowierzaniem.
— A przecież — odezwał się — dotąd jego markgrafowie i książęta nas Serbów, Polan, Wendów, zmódz i podbić nie mogą!.. — zamruczał jakby sam do siebie. — Nas, cośmy rozbici i podzieleni.
Czechy mają, ale ich zdradzą Czesi, gdy chwilę upatrzą... Poszli z niemi, bo Ugrów złamać trzeba było, co się nam wpili pod trzewa...
Zaczął potém pytać o zamki, o zbroje, oręż i szyki wojenne, i o wszystko co w obcych zie-