Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się żenił. W każdém drzewie i pniaku siedzi duch, co go strzeże; w każdym strumieniu mieszka bogini, co przez szklane wody patrzy, pilnując ludzi i stworzeń. Diwy rozkazują zwierzętom, one wprost umieją do serca mówić człowiekowi, tak że on nie wié, zkąd mu głos przychodzi, a czuje, że to Boży... We śnie, na jawie, z góry, z pod ziemi szepcą do niego, bo Bogów wszędzie pełno, nawet w ziarnach piasku”.
„O! panuniu mój! Jakie to tam życie, jakie życie! a swoboda po lasach i polach! Jakie tam pieśni płyną i srebrny śmiech się rozlega, gdzie Krzyżaków nie było! Bo gdzie oni przeszli, śmierć przeszła z nimi.”
„Prawda! niéma szat takich, ani sprzętu takiego, ani domówstw z kamieni, ani kościołów, w których Boga na klucz zamykają. Tam wszystko otworem, drzwi chat na oścież, ziemia — ludziom cała. Wszędy Bóg lata swobodny i mieszka, kędy chce, a człowiek téż. Ziemia wszystka, jak szeroka, nie krajana, lasy bezpańskie. Kunigas siedzi na gródku, na wysokim, ale po to tylko, aby z daleka patrzył, gdy wróg nadciąga, a panuje, aby bronił od niego. Za to mu osyp dają i daninę.”
Zadumał się parobczak i dodał jeszcze:
— „Na Litwie niéma, jak tu, ludzi, którym niewolno spojrzéć w oczy kobiecie i do dziewki się uśmiechnąć. Nasi Wejdaloci i dziewice Wejdalotki chodzą swobodnie; a choć im się żenić nie wolno, żyć i śmiać się, i śpiewać nie bronią. W wiankach chodzą boże sługi, wesoło uśmiechają się sobie i światu”.
„My tu, jak bydło w oborze, siedzimy zamknięci; na gród nawet staréj baby nie puszczą, żeby im dziewczyny nie przypominała. Oj! Litwa! — westchnął. — Kunigasie mój, świat inny a lepszy... tylko dla nas on zamknięty!”
Jerzy się zasępił i spytał:
— Ale oni przecież jedynego, prawdziwego Boga znają, ci Krzyżacy, a myśmy się go od nich znać i chwalić nauczyli.
Parobczak, głowę spuściwszy, wzrokiem wylękłym potoczył po celi.
— Straszny ten ich Bóg! — zamruczał, — wojuje i zabija! Prawda! i nasz piorunami ciska, ale tylko na winnych, a oni krew leją, nie pytając jaką. Widziałem niemowlęta, pomordowane po chatach, a czém one zawiniły? Ich Bóg nienasycony, bo mu całéj ziemi potrzeba, a nasze panowały u siebie w domu i cudzego nie pożądały.
Jerzy słuchał bacznie, brwi mu się ściągały i powieki opadały na oczy. Nic nie mówiąc, głową potrząsał.
Parobek odważył się dodać:
— Oni przecie sługami bożymi się mianują i powiadają, że pełnią wolę Jego. Naszym Wejdalotom miecza nie wolno tknąć, ani innéj krwi, nad bydlęcia ofiarnego, przelewać. Ich Bóg krwi pożąda.
Jerzy siedział milczący; wzdychali oba.
— Pamiętasz Litwę? — wtrącił chory.