Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 285.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dałbym cię między krzyżackich jeńców, gdyby mi cię żal nie było, do téj hałastry mieszać — zawołał Brochocki.
— Chętnie pójdę z tą hałastrą! — zawołała Ofka.
— A ja także do nich mogę się schronić — głową dając znak potakujący, rzekł ks. Jan. — Najwłaściwsze tam dla nas miejsce.
Brochocki więc czasu nie mając do stracenia, bo się ludzie szykowali, a Witoldowe prawe skrzydło dawno już było ruszyło, zawołał na czeladź i kazał Ofkę z księdzem odprowadzić do jeńców, z poleceniem temu co ich wiódł, aby na nią mieli oko.
Dziewczę szydersko się uśmiechnąwszy, milczące poszło za przeprowadzającymi: ks. Jan dążył za nią. Obóz cały był w ruchu. Wiatr gwałtowny nie ustawał. Nadbiegający dworscy dali znać, że król koniecznie mszy św. chciał słuchać przed ruszeniem, a kapliczny namiot od wiatru obalony, ustawić się nie dawał: ani pale, ani sznury nie mogły go w miejscu utrzymać.
Jagiełło stał przy swojém, Witold wreszcie nadbiegłszy, radził, by czasu nie tracąc, posunąć się daléj, a na wypoczynku, gdy wicher nieco przepędziwszy obłoki ustanie, nabożeństwo odprawić.