Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 278.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zajadłych tych nieprzyjaciół wśród wojny puszczać nie godziło się, więc choć ciężarem wojsku byli, powiązanych zatrzymać musiano.
Cały ten dzień, jak poprzednie skwarny, upłynął na porządkowaniu, które z południa dokończono, ludzi od miasteczka ściągnięto, i dopilnowano, ażeby wcześnie na swych miejscach spoczęli, a na zaraniu gotowi byli do pochodu. Dowódzcy objeżdżali namioty, szałasy i stanowiska, nikomu się błąkać nie dając; pogaszono ognie z wieczora i straże czuwały, żeby się nikt wyrywać nie mógł na swą rękę do swawoli. Już nad wieczorem, gdy się to działo, w stronie północno-zachodniéj nieba zaczęły się gromadzić chmury, które stały od dni kilku jakby nieruchome: zdawało się, że burza i deszcz przyjdą, aby powietrze odświeżyć.
Wszedł jednak księżyc w pełni, i chmury za lasami, choć w nich znowu błyskało, osiadły. W obozie nastała cisza wielka i uroczysta, bo po wczorajszéj walce i znużeniu, żołnierz odpoczywał snem kamiennym. Nie wielu tylko czuwało, około namiotów królewskich i na czatach u krańców obozu.
Do tych, którzy nie spali, należał téż Bartosz, pleban kłobucki, kapelan Jagiełły, odmawiający długo modlitwy, a późniéj z niepokoju jakiegoś