Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 276.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ze starszyzną, dla zabrania z pogorzeli co się ocalić dało.
Sam Jagiełło wyszedł zdala spojrzéć na ów tłum kilkotysięczny biednych jeńców, którzy spędzeni jak bydło, siedzieli płacząc na ziemi i zawodząc żałośnie. Wielu z nich żon, dzieci i ojców niestało, których trupy leżały na pogorzeliskach. Z boku oddzielnie widać było białe poszarpane płaszcze krzyżackie, rozbrojonych zakonników, a przy nich braci zakonnych, szlachtę okoliczną i żołnierzy.
Za poradą duchownych i z własnego natchnienia król nakazał natychmiast, aby wydzieliwszy przedniejszych jeńców, mających pozostać w niewoli, resztę mieszczan, ludu, kobiet, dzieci, natychmiast odpuszczono wolno.
A że niewiast było wiele, a obawiano się od ciurów wojskowych napaści i zniewagi, otrąbiono po obozie w imieniu króla, ażeby pod gardłem nikt się nie ważył puszczonych zaczepić, zatrzymać, ani im krzywdy czynić.
Natychmiast w obecności Jana z Tarnowa i Krystyna z Ostrowa, powiązanym sznury rozerznięto, innym kazano się do gromady zebrać i iść naznaczonym szlakiem, wymijając obóz. Dla przeprowadzenia zaś dodano starszego żołnierza