Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 267.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zlekka, reszcie braci oddał pokłon i wyszedł powolnym krokiem.
Choć nikt się nie chciał przyznać do tego, wystąpienie starca uczyniło wrażenie, jak wyrzut co się odezwał w sumieniu. Czuł każdy, iż wiele prawdy było w słowach surowego rycerza. Ulryk przeszedł się dokoła stołu, podniósł głos, jakby ustęp ten nie należał do rzeczy, i rzekł głosem stanowczym:
— Natychmiast wyruszyć potrzeba, czekałem posiłków jeszcze, rachowałem na zwłokę, liczyłem na króla Zygmunta, który miał wpaść od granicy węgierskiéj, na Inflanty, że wtargną na Litwę... chciałem nieprzyjaciela wciągnąć w głąb’ kraju, aby go zeń nie wypuścić... zmuszacie mnie, a raczéj wypadki zniewalają iść i stanowczą stoczyć bitwę. Stanie się więc. Męztwo trzeba podwoić, bo siły nasze małe są i słabsi jesteśmy od Jagiełły.
Zaczęto mruczeć.
— Nie wedle liczby waży się żołniérz! Co znaczy liczba? siła nasza w rycerskiéj wprawie i sercach!
Mistrz nie odpowiedział.
— Otrąbić do pochodu! ruszamy!
Na to hasło komturowie rzucili się ku drzwiom, niektórzy z okrzykami i po obozie rozległ się