Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 254.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak najwierniéj, i jak najmocniéj rachują tam na nich, a Sarnowski jednym z dowódzców.
Uśmiechnął się podskarbi.
— Jakież ich siły? — spytał.
— Któż je policzy? tysiące, tysiące... ludzi bez końca, pułków bez liku, chorągwi jak gwiazd na niebie. Ćma, chmura: ja nie wiem.
— Pogańska dzicz! — mruczał Merheim.
— Mylicie się — smutnie przerwała Ofka — nie wiem co w sercu ich, ale na ustach nieskończone modlitwy. Kilka dni temu całe rycerstwo szło do spowiedzi i ołtarza. Król codzień mszy najprzód słucha. Pierwszą kaplicę rozbijają w obozie, ostatnią ją zwijają...
— Faryzeusze! — zawołał podskarbi — czynią to dlatego, by świat im pogaństwem nie rzucał w oczy. Któż temu uwierzy?
Zamyślił się głęboko.
Dziewczę znużone i podróżą i opowiadaniem pobladło i musiało się oprzéć o pal namiotu. Dostrzegł tego podskarbi.
— Idź — rzekł — spocznij, w zamku jest siostra Gertruda, do niéj zajdź, znajdziesz ją przy infirmeryi.
Ofka posłuszna powoli wysunęła się z namiotu i pieszo poszła ku zamkowi. Dzień już był biały,