Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 247.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzał marszałek na stojącego księdza i zbliżył się prędko.
— Cóż was tu przywiodło, ks. Janie? — zawołał — wszakci to dawniśmy znajomi.
Brochocki mu pomógł.
— Jest od kilku dni przy królu JMci chłopak Teodorek z Zaboru, który u mnie z początku w poczcie służył. Za nim to my z księdzem przyszliśmy.
— Był! był, ale go oto właśnie w czasie téj napaści na Dąbrowno niestało. Wymknął się z drugimi bez zezwolenia i do téj pory nie powrócił. Mogło go coś złego spotkać, lub się z innymi zabałamucił: dość, że go niéma. Król go polubił, parę razy pytał o niego! posyłałem za nim.. nie wiem co się stało.
Brochocki zmilczał, spojrzał na księdza, jakby mu dawał znać, żeby nie mówić więcéj.
— To się pewnie z ciekawości gdzie zatrzymało — rzekł — a no pora późna i czas-by spocząć: ja księdza z sobą zabiorę. Gdyby chłopię wróciło, niech WMiłość raczy mu o nas nie wspominać. Zbiegło to od rodziny pokryjomu, będzie się obawiać strofowania.
— E! król go obroni! — rozśmiał się marszałek Zbigniew. — Chłopak zręczny, roztropny