Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 241.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem i część rycerstwa rozjuszona i czeladź obozowa plondrowały jeszcze po mieście, a jak wprzódy grobla i gościniec pełne były tych co zdobywać chcieli, tak teraz wozy i ludzie i konie obładowane zalegały groblę i drogę. Pędzono powiązanych sznurami jeńców, mężczyzn, kobiety, knechtów krzyżackich, niemieckich osadników i wrzawa pomiędzy zamkiem a obozowiskiem nie ustawała, choć noc już nadchodziła.
Wśród tego plondrowania, czy z umysłu, czy wypadkiem zarzucony ogień padł na składy siana i paszy pod zamkiem i w jednéj chwili buchnął płomień ogromny, szerząc się na wszystkie strony. Zdobywcy z czém kto mógł uciekać musieli, bo w ścieśnionéj mieścinie, ogień po suszy i upale z przerażającą szerzył się szybkością.
Z obozu widać już było tylko czarne grube mury, w łożysku ognistém stojące, przez których okna i otwory buchały płomienie szukając pastwy.
Ogromne kłęby krwawego dymu wiły się nad nieszczęśliwém gniazdem. Spadały dachy, ogień wyskakiwał z wieżyc, waliły się sklepienia i po chwilowém przygaśnięciu, znowu podnosiły się ognie, żrąc co jeszcze do strawienia znalazły.
Przez całą tę noc przyświecała łuna pożarna obozowi Jagiełły i przez całą niemal nikt nie za-