Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 223.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A Wasza Wielebność jedziesz ażeby ją odszukać i matce przyprowadzić? — zapytał.
— Nie inaczéj.
— Do obozu polskiego? — dodał podskarbi.
— Tak jest.
— Dziewczyna, jak mówicie, wzięła z sobą starego knechta?
— Tego, który dowodził ludźmi.
— To się jéj nic nie stanie! — rozśmiał się podskarbi. Nie widzę potrzeby odrywać jéj od dzieła, które może z wyższego uczyniła natchnienia. Kto wié gdzie jest? kto wié co zamierza?
Merheim nie dokończył.
— Wy się z nami zostać musicie, albo gdzie na zamku przesiedziéć: do obozu was puścić nie sposób.
— Przecie nikomu szkodzić nie mogę?
— Ani wy, ani ja o tém wiedzieć nie możemy — odrzucił Merheim — dziewczę do takiego kroku nie rzuciłoby się bez Bożego natchnienia. Któż wié! Cuda się dzieją!
— Miejcież litość nad matką! ona z niepokoju umiera.
— Na litość już nie pora — odezwał się podskarbi. — Czas wojny i sądów Bożych. Rodzą się Judyty.