Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tettingen, komtur elblągski i Schwelborn, przypadli z podniesionemi pięściami do starca.
— Trzeba ci było, stary niedołęgo — zawołał — siedzieć w domu i chorych pilnować; do wojnyś się nie zdał: po coś tu przybył?
Wende stał spokojnie niewzruszony.
— Przybyłem, abym z innymi walczył, gdy każą i padł gdy potrzeba — rzekł głosem wielkim. Rada moja była zdrową radą, pokój przenoszę nad wojnę; powtarzam, iż póki jest choć słaba nadzieja uniknięcia krwi chrześciańskiéj przelewu, układy wolę, niż rwanie się do broni. Tak jest, pokój radzę, pokoju pragnę, ale jeśli Bóg zawyrokuje inaczéj, stanę mężnie i zginąć potrafię; patrzcie wy, byście z placu nie pierzchnęli, mimo waszego junactwa.
Tettingen wstrząsł się cały i kłótnia groziła, gdy stary Scibor ze Sciborzyc, dotąd milczący, mówić zaczął.
— I ja — dodał — starym jestem żołnierzem, walczyłem całe życie nie lękając się wojny: przecież nie odrzuciłbym pokoju, gdy jest możliwy.
W. Mistrz obrócił się ku niemu z szyderskim pół-uśmiechem.
— W waszych ustach tłómaczy się ta mowa — rzekł ironicznie — Polakiem jesteście, wiemy, że