Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie chcą przerazić: ona tylko popłoch, zamięszanie i ofiary powiększy. Kości rzucone.
— Tak, i rozegrać się trzeba z nimi — dodał podskarbi.
Zbliżył się do Mistrza.
— Wczoraj powrócił nasz od Sarnowskiego, słowo jego uroczyste mamy, że się Czesi bić nie będą. Chcieliśmy skłonić ich, aby oręż obrócili na Jagiełłę, w chwili stanowczéj, ale się na to nie zgodzili. Dosyć, że miecza z pochew nie dobędą.
— Jesteście Sarnowskiego pewni? — zapytał Mistrz.
— Pieniądze wziął — uśmiechnął się podskarbi — i gdyby zdradzić nas miał, byłby się targował o napaść na Polaków, a przecie jéj nie przyrzekł. Wnoszę więc, że co obiecał, spełni.
Tu podskarbi jeszcze bliżéj do ucha W. Mistrza przystąpił.
— Tatarowie pierzchną — rzekł mrugając oczyma. — Wszyscy wodzowie ich kupieni, kilkunastu powiesić kazał Witold: łacno nam przyszło ich zyskać. W Witoldowém wojsku mamy swoich pełno, którzy pierwsi tył podadzą i innych za sobą pociągną.
Z tego kilkadziesiąt tysiącznego tłumu,