Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Swierszcz jesteś — zawołał — gdzie ci to zbroję nosić: zgniecie cię na miazgę. Tfu! pdobniejszy do dziewczyny, niż do żołnierza. Wracaj do pani matki i gęsi paś: lepiéj zrobisz.
Chłopak zakwitł jak wiśnia i do ręki Brochockiemu się rzucił.
— Mój panie! mój ojcze! ja muszę iść na wojnę.
— To cię znój, głód i niewczas zamorzy. Gdzieś musiałeś się chować w pierzynie, jeszcze ci nie czas. Probuj konia i kopii doma, a na przyszłą wyprawę...
Chłopcu się aż łzy z oczów potoczyły, lecz raczéj z gniewu, niż ze smutku. Podskoczył w głąb’ namiotu za Brochockim.
— Wy mnie musicie wziąć! — zawołał — to darmo.
— Cóżeś ty za jeden? zkąd? utrapienie jakieś? — śmiejąc się pytał pan Andrzéj.
— Nie mogę powiedzieć — odezwał się przybyły. – Mam ochotę do wojny i rycerskiego rzemiosła. Imię mi Teodor, a jeśli chcecie nazwiska... to z Zaboru.
Ruszył ramionami napastowany.
— Cóż ty myślisz, jak stoisz, bez zbroiczki,