Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wisi nad nami miecz, który nas wszystkich zgładzić może — mówiła księżna — zwycięzcy nie przebaczą nikomu, najadą Polskę, zniszczą Mazowsze, złupią Litwę, w perzynę obrócą wsie i miasta.
— Alem ja nie wyzwał i nie chcę wojny, ja pragnę pokoju — powtórzył król oglądając się i ocierając pot z czoła — jam go dziś zawrzéć gotów. Czemuż odrzucają słuszne warunki?
— Więc zwlekać trzeba, zwlekać do ostatniéj godziny.
Konie zaczynały rżeć, a rycerstwo siadać, ruch wszczynał się na rozstajach.
Król téż spojrzał niespokojnie dokoła i wyciągnął rękę na pożegnanie.
— Losy wojny — rzekł głosem przejętym — nieodgadnione. — Kto wié, czy nie ostatni raz się widzimy. W duszy mam złe przeczucia, nic mi ich odjąć nie może. Módlcie się za mnie.
Ks. Aleksandrze nie mniéj poruszonéj, łzy płynęły z oczów, schyliła się do ręki brata, który ją ściskać począł milczący. Wszystek dwór księżnéj wysypał się z namiotów i obozowiska, patrzéć na rozstanie i odjazd dworu.
W gromadce kobiet stała Ofka z oczyma, jak-