Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wielem widział — odparł ks. Jan. — Kobiety moje, które tam mieszkają, więcéj o tém wiedzą, ale jako niewiasty, tyle tylko, że się tam wszelka siła zbiera i gniew, a zaciętość wielka.
Popatrzał nań król.
— Cóż wy mówicie, księże Janie? co wy nam wróżycie.
Twarz starca zadumana, jakby od lampy w piersiach płonącéj, ożywiać się i rozjaśniać zaczęła; mienił się natchniony, a w oczach rosnął.
— Ziemskich spraw wiem niewiele — zawołał — rozumiem je mało. Przeszedłem pielgrzymując znaczną część ziem Zakonu, stawałem po ich zamkach, patrzałem na życie, dziwiłem się temu Zakonowi, z krzyżem chodzącemu wszędzie, a pogańskiego ducha i pychy!! Nigdy Bóg dumnym, a ufającym sobie nie daje długiego zwycięztwa. Cieszyć się im dozwoli, aby ich więcéj jeszcze poniżył i zgniótł. Kto z Bogiem w sercu idzie, zwycięży. Oni się Bogiem posługują, a nie Jemu służą.
Księżna słuchając pobladła nieco i spuściła głowę, zdawała się nie rada téj mowie.
— Potęga Zakonu wielka — odezwała się — a nie wszyscy w nim źli są i zepsuci: nie bronię ich, lecz się lękam. Za nimi papież rzymski, za