Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jechał téż i ks. Witold, który się witał i obok miejsce zabrał.
Księżna z licznéj rodziny dwóch tylko synów z sobą miała, ale kobiecy dwór bardzo liczny, który w téj chwili z za namiotów, drzew, krzaków i za wozów stojących dokoła wyglądał, ciekawie się przypatrując przeciągającym rycerzom i stojącemu orszakowi pańskiemu. Szło bowiem wojsko chorągwiami daléj ku Żochowu, a ze dworu tylko i przybocznéj straży cokolwiek przedniejszych zostało przy królu i Witoldzie.
Rozchodząca się woń pieczonego mięsiwa i kuchennych przypraw, nie jednemu wygłodniałemu wyrwała westchnienie. Król był jak zawsze, siostrze niewymownie rad, mając do niéj z lat młodych przywiązanie szczere.
Dwóch jéj chłopaków, którzy mu do nóg upadli, po głowach i policzkach poklepał, a oczyma téż z ukosa, ostrożnie i ku białym paniom w głębi stojącym spozierał. Znano go z tego, że do niewiast miał słabość do najpóźniejszego wieku. Dwór księżnéj krył się niby wstydliwie, na prawdę jednak radby się był pokazał i bliżéj napatrzył rycerzy.
Szmer słychać było i śmieszki za oponami, a ciągnący żołnierz oczyma ścigał równie pożądli-