Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdumieli się wszyscy, ale uwierzyć nie mieli ochoty. Skoraczewskiego podejrzywano o kłamstwo.
— A książe Witold?—zapytał Mistrz—czy się już z królem połączył?
— Tego właśnie samego dnia, gdym ja do obozu przybył, nadciągnął z licznym, dobrze uzbrojonym i silnym zastępem — rzekł Dobiesław.
Na to uśmiechnął się W. Mistrz, a za nim i inni śmiać się zaczęli.
— W Witoldowém wojsku — rzekł — więcéj ludzi do łyżki, niż do zbroi!
— W. Miłość mi przebaczy—mówił Dobiesław—oczom moim wierzyć muszę. Lud dobry, odziany porządnie i wygląda na dzielnych rycerzy.
Na to jeden z komturów wyrwał się:
— Lepiéj my ich od waszmości znamy, bośmy z nimi nieraz do czynienia mieli: policzyćbyśmy mogli i ludzi i konie.
— Lecz — wtrącił W. Mistrz — powiedzcież nam co jeszcze o tym sławnym moście, który mieli na powietrzu zbudować.
Zaczęli się inni śmiać, most miano za bajkę.
— Widziałem i most—rzekł Dobiesław,— nie w powietrzu wprawdzie, tylko na wodzie zbudowany bardzo misternie. Wolno kto chce szydzić z niego, ale całe wojsko przeszło przezeń