Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nań i dnie posępne, w które mało mówił, a przystęp doń nie był bezpieczny. Rycerstwo szło duchem wielkim, pieśni zawodząc, mieczami brzękając, zbrojami świecąc, a rano i wieczorem gromadząc się na modlitwy. I gdzie obóz przystanął, kapliczny namiot rozbijano, aby służba Boża nie ustawała. Król mszy codzień słuchał, nim na koń siadł.
Dziesięciodniowe zawieszenie broni dozwalało wojskom nie śpiesząc, dociągać do samych granic krzyżackich.
Nie było prawie w tém ciągnieniu ani przypadku, ani szkody: co dziwna, gdzie taki tłok ludu orężnego z różnych stron ściągnionego i prawie obcego sobie. W Sejmicach tylko nade stawem, gdy namioty rozbijać właśnie zaczęto i o posiłku myśléć, burza napadła wojska sroga. Był to dzień sobotni i właśnie się rybami raczyć miano, bo ich było podostatkiem, gdy w namiocie Dolka z Oleśnicy, który ze swoimi przy misie ryb siedział, piorun padł na samą misę, ryby ze szczętem spalił i zniszczył, tak, że ich nic nie zostało, nikogo z siedzących nie tknąwszy. Za cud prawdziwy poczytano, iż się na wielkiéj trwodze skończyło.