Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz król choć się obudził do dnia, bo w miasteczku wrzawa była od rycerstwa, które przychodziło i odjeżdżało, wywczasował się, poufalszych tylko przypuszczając do siebie, wedle zwyczaju, gdy Dobek znowu panów z Węgier zwiastował, że już się zbliżają, a oprócz nich posłów księcia słupskiego, szczecińskiego i meklemburskiego.
Książęta ci napół, jeśli nie całkiem już zniemczeni, niechętnie tu byli widzianymi. Miano ich w podejrzeniu, że posłów ślą, ale szpiegów, którzyby o siłach donieśli, choć się z pomocą i posiłkami ofiarowali. Słońce się jeszcze nie było dobrze podniosło, gdy wesołe okrzyki oznajmiły o przybywających, Zawiszach, Malskim, Puchale, Brzozogłowie i innych. Wyszedł król sam na ich spotkanie. Orszak téż był, na którym mile oko spocząć mogło i dusza mu się radowała. Jechali z pocztami świetnemi, wszyscy we zbrojach jasnych i pozłocistych, poprzepasywani wstęgami krasnemi, na koniach silnych, w rynsztunku pełnym, z mieczami kowanemi srebrem i złotem.
Gdy zatoczyli przed Jagiełłą, co było rycerstwa i dworu wybiegło się im przypatrywać. Zsiedli wszyscy z koni, i z Zawiszą na przedzie, przy-