Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z samych ludzi rycerskich, z wyjątkiem panów pisarzów, kapelanów i duchownych, których do nabożeństwa, pism i listów potrzebowano, bo król sam jak wiadomo, czytać ni pisać nie umiał. I służyło mu to dobrze, bo gdy mu co zarzucano, tłómaczył się skromnie, iż tyle tylko wié o sprawach, co mu ludzie powiedzą, choć wiedział o wszystkiém lepiéj od wszystkich.
W Słupi u stóp góry, dwór na noc stanąwszy, rozłożył się po miasteczku i po za niém obozem, bo orszak królewski i chorągwie ciągnące z nim, pomieścić się w domach nie mogły.
Wiedziano już w otoczeniu pańskiém, że nazajutrz pieszo pójdzie Jagiełło na Łysą górę, jak ślubował, i tam dzień na modlitwie spędzi. A nie dawniéj jak czterdzieści lat temu, taż sama Litwa jeszcze, klasztor i kościół ten splondrowała! Dziś przychodziła się modlić. Wysłano do mnichów, by z nabożeństwem byli gotowi.
Nazajutrz, że dzień obiecywał się upalny bardzo, o brzasku ruszyło się wszystko, co królowi towarzyszyć miało, a oprócz czeladzi przy obozie nikt nie został. Szli za panem wszyscy na Łysą górę. A był to widok uroczysty, owego długiego orszaku duchownych i rycerzy, żołnierstwa i czeladzi, ciągnących pieszo, za kapłanem, który dro-