Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czas wojny, straszna na ludzi godzina — ciągnął staruszek spokojnie — oni niewinni, ja raczéj, żem listu i świadectw nie miał..., jak gdyby czasu pokoju. Bóg jednak chciał obronić sługę swego, znalazł się w szpitalu chłopak, co poświadczył za mną; odwołałem się i na was, siostro kochana. Przysłano mnie tu, i dzięki im winienem tylko, że was widziéć mogę, a pobłogosławić.
Opowiadanie księdza oniemiło kobiety.
— Wszystko to jak sen przed oczyma mojemi — poczęła mówić Noskowa. — Jakież to szczęście dla mnie!
Staruszek z obawą poglądał po mieszkaniu bogatém, a oczy jego padły potém na wyszarzaną suknię własną.
— Widzę, że Bóg wam w dobrach ziemskich szczęścił — rzekł powoli — jam się nie dobijał o nie. A mąż wasz?
— Owdowiałam już oddawna — cicho odezwała się kobieta — sierotą zostałam z tém dzieckiem, ale Bóg się opiekował nami.
Tak rozpoczęła się rozmowa, której Ofka, ciekawa wszystkiego, przysłuchiwała się, zmarszczywszy czoło. Starzec ten tak ubogi i wynędzniały, pociągał ją jak zagadka, któréj nie mogła zrozumiéć. Wpatrywała się i wsłuchiwała w niego