Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwie baby same, gdzie żołnierstwa obcego stek, a ludzi co ni życia, ni czci nie poszanują.
— Nie będziecie sami! Zaraz o przewodniku, mężu duchownym... mówić będziemy, a na ochronę przecież dwudziestu zbrojnych pachołków przy glejcie, to aż nadto.
— Zkądże ich wziąć?—zawołała Noskowa—teraz i o ludzi trudno.
— Znajdą się, znajdą!—mówił śmiejąc się Merheim—po zamkach u nas zbierze się takich niepozornych, a mądrych chłopaków łatwo, płaszcze pozrzucają, kubraki szare włożą, z polska po litewsku mówić będą, a na Krzyżakach psy wieszać! I cóż potém jéjmość winna, gdy oni łajdaki po jednemu uciekać do nas zaczną i przynosić on niéj ciche słowo?
Począł się śmiać, patrząc na Noskową.
— Wojna, moja siostro—mówił—ma swoje prawa, nam trzeba wiedziéć o wszystkiém, nawet jak się król prześpi i czy mu się jego Perun nie przyśnił. Tymczasem na dworze księżnéj Aleksandry będzie siostrze jako w raju, za to W. Mistrz ręczy, i ja... Któż wié jakiemu kniaziątku Ofka w oko wpaść może? Czemu nie? Nieprawdaż?
— A co mi po tém? choćbym za nią faskę