Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

We drzwiach, stojącemu jeszcze braciszkowi, obrońcy, oddał go podskarbi, poszeptawszy mu na ucho. Uradowany chłopak podał staremu rękę i z synowską czcią a miłością powoli z nim korytarzami wyszedł na światło dzienne.
Dziedzińce jak wczoraj pełne były, a może gwarniejsze jeszcze. Posiodłane konie czekały na zakonników i rycerzy odjeżdżających do Święcian, Tucholi, Balgi, Torunia i Elbląga. Tłum sług zwijał się koło nich. Wyprowadzano działa i z wozów zsypywano kule kamienne. Z kościoła słychać było śpiewy pobożne, dzwony biły na wieżach, a słońce letnie w całym blasku oświetlało obraz ten ożywiony.
Około infirmeryi wstrzymał się braciszek, aby dostać klucz od osobnéj celi, do któréj miał zaprowadzić staruszka.
Weszli znowu w korytarze sklepione, a z nich do izby, z któréj się widok na szeroką, zieloną okolicę nad Nogatem otwierał. Cela była przestronna i opatrzona we wszystko, co pielgrzymowi potrzebném być mogło. Chłopak okno otworzył, biegając prędko, stołki poprzysuwał, dzban porwał by wody przynieść, księdza posadził, i uśmiechając mu się radośnie, wybiegł dla dalszéj posługi. Stary dziękował mu ręką i wzrokiem; pomimo mocy