Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a słów jego zapomniéć nie mogę, bo czy Bóg przezeń mówił, czy on sam, słowa to były wielkie i jak ołów a kamienie na duszę padały. Mówił—tu Mistrz wstał poruszony—mówił, że Zakon ginie grzechami własnemi, bo krzyż ma na piersi, nie w sercu... Któż wié, czy nie wojują przeciw nam winy nasze?
Ironicznie począł się uśmiechać podskarbi.
— Dla Zakonu — zawołał — grzech chętnie wezmę na duszę moją! Zakon... dla mnie i dla Waszéj Miłości winien być wszystkiém. Grzeszny dziś, jutro może stać się czystym, a przy życiu go utrzymać, zmusza obowiązek i przysięga. Co po tém, gdy zginiemy święci? Ja grzech na duszę biorę, powtarzam, będę gorzał w piekle, ale Zakon ocalić trzeba.
— Któż wam mówi, że Zakon zginąć może?—zapytał Mistrz zdumiony.
— Nie łudźmy się—zniżywszy głos dodał podskarbi,—niech drudzy potęgę Jagiełły a Witoldową umniejszają i w nią nie wierzą, my między sobą obliczmy się. Ściągnąwszy do ostatniego komtura i knechta, przeciwko Mazurom, Litwie, Żmudzi, Smoleńszczanom, Rusinom i ich sprzymierzeńcom, jest nas zamało. Mówią, słomiane to rycerstwo, a nasze żelazne; ale dwudziestu