Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale cóż nam po tém? co nam po tém? powtarzam—odezwał się Ulryk.
— Jakto? Żarzewiem go piec będzie głupia zazdrość,—mówił rozogniając się Merheim,—porzuci obóz, wojsko, wojnę, a poleci pilnować małżeńskiego łoża.
— A jakże podejrzenie to zrodzić się ma?—spytał Ulryk.
— Trzeba kogoś, coby je rzucić umiał, a nikt lepiéj tego nie dokaże nad kobietę... Cóż powiecie, gdyby mu czar zadała, albo i napój jaki... a myśmy się pozbyli nieprzyjaciela, aby na chwałę Bożą pracować spokojnie?
Ze wzgardą popatrzał Mistrz na śmiejącego się podskarbiego.
— Ciemno mi to jakoś, i powiem prawdę, brudno i czarno wygląda—odparł Mistrz;—z orężem w ręku walczyć, a życie i gardło dać, to rozumiem, ale tak...
— Boć to nie wasza sprawa—pośpieszył podskarbi,—ani wam się godzi mieszać do tego. Idzie o to, abyście przyzwolenie dali: podejmie się tego za grzechy swe kto inny...
— Czego?—zapytał Mistrz.
— Całéj roboty... wyboru ludzi, bez których