Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 046.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I krew—dodał Schwelborn.—Niech się to raz skończy i niech nas rozgrodzą pustynie.
Mistrz Ulryk westchnął.
— Wszystko kładziemy na szalę—rzekł—ważym wiele!
— Bóg z nami!—wołał Lichtenstein—Bóg Zastępów z nami. Myśmy tu przodownicy wiary i światła... barbarzyństwo to raz wytępić potrzeba i ziemię przez papieżów i cesarzów nam daną, do nas należącą, krwią naszą zbroczoną, zająć bezpowrotnie. Z ludu tego nie ma się co dobra spodziewać. Uparty jest i dziki, wyniszczyć go; niech przyjdą nasi z Niemiec i zaludnią na nowo kraj... Lepiéj nam tu będzie, niż gdzieindziéj na piaskach i wydmach; tu ziemia obiecana, mlekiem i miodem płynąca, Niemców jéj tylko potrzeba, a zakwitnie. Ta dzicz na wieki dziczą pozostanie.
Ulryk westchnął znowu.
— Prawdą jest co mówicie—dodał—a przecież tyle jest żałob i skarg na nas, że zamiast chrzcić, tępimy ludzi, iż do nowych powodów dawać nie należy.
— Cóż nam te krzyki szkodzą, co one nas obchodzą?—zawołał Schwelborn.—Ego te baptizo